środa, 25 grudnia 2013

Świątecznie :)

Zawsze się zastanawialiśmy, czy wypada składać życzenia świąteczne w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Bo to w zasadzie jeszcze wolne, jeszcze świąteczne, ale czas raczej szacowania szkód żołądkowych po półtorej dniu obżarstwa, czas leniuchowania przed powrotem do pracy (nie licząc szczęśliwców, którym został jeszcze niewybrany urlop), czas leczenia kaca, drugiej części Kevina samego gdzieśtam i wyczekiwania, kiedy wreszcie będzie można pójść do sklepu po bułki. Wracaliśmy dzisiaj od rodziny obserwując tylko, jak to panie odprowadzają panów (gdyż panowie sami nie byliby w stanie), lub też panie za kierownicami drogich samochodów, którym pan nie dałby wsiąść za kółko, gdyby sam był w stanie prowadzić.

Także w ten dzień odpoczynku, kiedy to zapewne przeczytacie, składamy Wam te życzenia, obiecując, że będziemy focić i pisać notki znacznie częściej, niż do tej pory. Bo sami stwierdziliśmy, że w tym pędzie końca roku, w którym naprawdę dużo się działo, brakowało nam czasu i wytchnienia, żeby znaleźć choć chwilę i wcisnąć spust migawki, a także skrobnąć choć te kilka słów, choćby tylko dla siebie. Czego i Wam życzymy.

Świąt o zapachu choinki, sianka i piernika
O smaku makowca i puszystego sernika,
Świąt, które pokrzepią na cały nadchodzący rok

Życzą 
Asia i Marcin

Muzycznie: Gonzales


niedziela, 24 listopada 2013

Hydraulik jako pracownik manualny jest nam obcy ideowo.

Dzisiaj tylko muzycznie. Czekamy na nadchodzący tydzień, który powinien okazać się ciekawy w skutkach. A zdjęć tyle do obrobienia, że nie wiadomo, z której strony zacząć.





sobota, 16 listopada 2013

I refuse to say popcorn. Oops.

A jakoś tak się u nas podróżniczo zrobiło - na tyle, że i owszem, zdjęć mnóstwo w zanadrzu, ale czasu na to, żeby siąść do komputera ostatnio bardzo mało. Bajdzo. Bajdzio. Plus praca i okoliczności. Zna się ktoś na kafelkach?

Asia właśnie wróciła służbowo z Mińska, stąd ten Lenin Wiecznie Żywy. Siostra przyznała się, że szkrabem będąc rysowała Lenina dla innych szkrabów, za co inne szkraby dostawały wyróżnienia. A Mińszczanie twierdzą, że nie zrzucą Lenina, bo to kawałek historii. I słusznie. A ja mimo bycia starym, Lenina nie pamiętam. Coś mnie jednak w życiu ominęło.

Get lucky, ale takie trochę inne.


niedziela, 27 października 2013

Nie jesteśmy w lesie ani nic...

W te ciepłe, październikowe weekendy, Asia oddaje się bezwstydnie w niecne ramiona edukacji, szkoląc się w sztuce fotografii, obróbki i skrawania zdjęć. Oraz innych, bardziej dziwnych umiejętnościach, których mój mały rozumek objąć nie umie. A także udzielając się w sesjach fotograficznych, brzuszkowych, których próbki kiedyś, mam nadzieję, zamieścimy, o ile dumni przyszli rodzice się zgodzą.


Ja natomiast, siedząc sam w domu, zaglądam, o zgrozo, do kuchni, wrzucając do piekarnika wszystko, co mi wpadnie w łapy. A potem fotografując to, co mi się udało wyjąć. Tu akurat wyszły mufinki.

Ażeby wyjąć coś, co wyglądem i smakiem przypomina to, co na zdjęciach poniżej, należy:

  • schylić się do szafki i wyszukać garczek, nazwijmy go garczkiem pierwszym, gdyż był to pierwszy garczek, który wpadł nam w ręce,
  • do garczka owego wrzucić półtorej szklanki mąki przesianej wcześniej przez sitko (ważne, proszę nie ignorować), półtorej łyżeczki proszku do pieczenia, pół łyżeczki sody oczyszczonej (to taka soda, tylko czystsza, niż normalna), pół łyżeczki soli oraz dwie łyżeczki cynamonu (dobra rada, łyżeczki po cynamonie nie oblizujemy),
  • zawartość garczka pierwszego mieszamy łyżką (jeśli komuś przepis wyda się zbyt łopatologiczny, zapewniam, że faceci to czytają, o zgrozo mogą sami spróbować to przygotować)
  • schylamy się jeszcze raz do szafki i wyciągamy garczek drugi, najlepiej wysoki, bo będziemy go ciapać,
  • do garczka drugiego wrzucamy szklankę cukru, 3 jajka pozbawione skorupek (to jest akurat dosyć istotne) oraz 3/4 szklanki oliwy z oliwek i bełtamy mikserem (takie urządzenie, u nas w domu mówiło się na to "Wariat"),
  • po zmiksowaniu do garczka drugiego wrzucamy 2 szklanki marchewki - startej uprzednio na tarce - o oczkach mniejszych, niż tych, co zwykle - ma być papka, nie makaron - powiedzmy cztery średniej wielkości marchewki,
  • bełtamy, bełtamy,
  • zawartość garczka pierwszego przesypujemy ostrożnie do garczka drugiego,
  • bełtamy, bełtamy,
  • powstałą mazię o dziwnym kolorze rozlewamy do foremek, tak do 2/3 wysokości, i wrzucamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni - pieczemy 30 minut.
Przy przygotowywaniu owych frykasów nie ucierpiała kuchnia. Zanadto.


Czy to jest normalne, że tańczymy razem do grającego budzika?

Muzycznie: ∆ - Taro


niedziela, 20 października 2013

Willkommen in Frankfurt

Poniedziałkowy ranek brutalnie wyrwał człowieka z objęć jesiennej sielanki. Liczył się już tylko jeden kierunek. Kolejna noc za 650 km w sercu Frankfurtu. Marzenia o licznych nocnych kadrach wspaniale oświetlonego miasta pękły jak mydlana bańka. Zamiast atmosfery biznesu, bezpieczeństwa bliskości banków i licznych białych kołnierzyków zewsząd docierał zapach bezdomności, narkomanii, alkoholizmu i tej niebezpiecznej dla kobiet multikulturowości. Jednak nie potrafiłam odmówić sobie tych kilku kadrów, pomiędzy niezjedzonym śniadaniem i pięcioma minutami przed dwunastą w południe, kiedy to kończyła się doba hotelowa. Jako jedna z miliona osób, które codziennie wjeżdżają i wyjeżdżają z tego miasta, poczułam ogromną ulgę opuszczając je. Teraz już wiem, dlaczego nie lubię frankfurterek :). Tych kilka przyjemnych, "fasadowych" fotek Frankfurtu nad Menem możecie zobaczyć tutaj. 

Muzycznie: Ленинград — Почём звонят колокола? - wspominka z niegdysiejszego koncertu.


wtorek, 15 października 2013

Co tam?

Wymyśliliśmy sobie coś. Stwierdziliśmy, że skoro tyle zdjęć robimy razem, że skoro tak w zasadzie to nas połączyło, szkoda, żeby wszystkie te zdjęcia, które robimy wspólnie, lądowały w szufladzie. Czy tam folderze 'szuflada'. Czy tam na laptopie, co to leży w szufladzie. W zasadzie to mamy komodę. A jakby tak folder nazwać 'komoda'? I tam chować zdjęcia. I laptopa. To by była specjalna komoda na laptopa. A dla bezpieczeństwa komodę schowamy w szufladzie.

Cali my.

Zgodnie niepunktualni. Niespieszni. Cieszący się z małych chwil, napędzający się nawzajem. Nie omijający stoiska z lodami. Próbujący, czego się da. Asia i Marcin. Wielu nazwisk.

Jak niżej, z wyprawy na Zamek Grodziec, o tutaj. Mocno jesiennie, ale pięknie.